Nasza sypialnia, a potem docelowo gabinet nie prezentowała się zbyt dobrze przy pierwszej wizycie.
Oczywiście po konkretnym sprzątaniu pokoju mogliśmy zabrać się za uprzątnięcie ścian i sufitu ze starych tynków.
Dzięki pomocy Sebusia i drużyny prace szły baaardzo sprawnie.
Trochę sprzątania i pokój jak malowany ;)
Cegiełki dopieszczone przez mamę Bożenkę i siostrę Dorotkę prezentują się wybornie.
Jedną ze ścian na stałe zostawimy w cegle :)
No i nasza śliczna drewniana podłoga musiała zakończyć swój żywot... Staraliśmy się ją odzyskać jednakże czas i brak wylewki zrobiły swoje.
Dziękujemy za pomoc Łukaszkowi, który wylał sporo potu na naszej budowie :) Z jego pomocą deski znikały jak burza.
Mieliśmy taką cichą nadzieję na znalezienie słoika ze złotem... w końcu budynek z czasów powojennych... Narazie się nie udało, ale poszukiwania trwają! ;p
Pod deskami było tylko "hasie", czyli wszystko sypkie co znaleziono w tamtych czasach... Sporo taczek później udało nam się wynieść całe te nieporozumienie.
Po trzech tygodniach suszenia pieczołowicie odizolowaliśmy i ociepliliśmy część fundamentów od ścian i pokój prawie gotowy!
No, prawie... jeszcze trzeba było tą wielką przestrzeń wypełnić piaskiem. To zadanie padło na męża kierownika :) Współpraca z taczką układała się znakomicie i dwa dni później zaobserwowaliśmy powrót wysokości pokoju do normy - czyli 2,80 :)
Za niedługo zagoszczą tu wylewki podłogowe i pokój będzie znowu odmieniony...ale to już następnym razem...
Buziaki i dobranoc!